W domu M. ogląda się telewizję.
Nawet to lubię, bo nie trzeba wtedy rozmawiać, nie jest się
odpytywanym, przepytywanym i pouczanym. Każdy upija się w
samotności.
Tego dnia był serial. Komediowy,
familijny. O typowej współczesnej rodzinie.
Ujęcie pierwsze: nastolatek siedzi
przy kuchennym stole, uczy się wiersza na pamięć, duka, wyraźnie
cierpi. Wchodzi serialowy ojciec. Chłopiec skarży się na
beznadzieję programu nauczania, na anachronizm, bo po co w erze
iPada uczyć się wierszy na pamięć? No po co? Przecież w każdej
chwili można wyguglować, gdyby była taka potrzeba.
– Bez serc, bez ducha, to szkieletów
ludy – natchnionym głosem recytuje serialowy ojciec. I dodaje: – Synu, tu chodzi o poszerzanie horyzontów, o kulturę narodową, o
to, że my z niego wszyscy. I jeszcze o trening pamięci.
Tyradę przerywa serialowa Matka Polka.
Z gracją porusza się z naręczem zakupów ubrana w kobaltową
spódnicę mini, jedwabną bluzkę w kolorze szmaragdów i
niebotyczne szpilki. Wchodzi ze stukiem, odstawia siatki, pyta
serialowego ojca:
– Zamówiłeś pizzę?
– Eee... zapomniałem. – odpowiada
skruszony. – Podasz mi numer telefonu? Powinien wisieć na lodówce.
– 522 63 22 – bez zająknięcia
recytuje z pamięci serialowy syn. Kurtyna.
Ujęcie drugie: serialowa matka, nadal
w miniówie i na szpilkach, stoi na dole schodów z koszem na brudną
bieliznę i krzyczy:
– Chłopaki! Chłopaki! Dajcie mi tu
swoje brudy! Wstawiam pranie! Chłopaki!
Po chwili zasypuje ją grad brudnych
skarpet, gaci, podkoszulków. Nic nie ląduje w koszu, wszystko na
matce lub obok niej. Kurtyna. M. wybucha śmiechem.
Ujęcie trzecie: serialowa matka, tym
razem już w dresie, odkurza pokój swojego serialowego syna. W
pewnym momencie odkurzacz przestaje ciągnąc, ona w krzyk:
- Luuudwik! Luuudwik! Chodź tu!
Odkurzacz się zepsuł!
Przychodzi serialowy ojciec, odpina
rurę, wyjmuje z niej marchewkę. Z triumfującą miną
wręcza żonie naprawiony odkurzacz, wychodzi bez słowa. Kobieta,
zadowolona, wraca do odkurzania. Kurtyna.
Nie wytrzymuję, wychodzę do kuchni,
głęboko oddycham. Z oddali słyszę salwy śmiechu. Zastanawiam
się, czy już zupełnie straciłam poczucie humoru?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz