środa, 27 marca 2013

pomieszało się

– Opowiem Ci mój sen – powiedziała B. w kawiarni. Siedziała naprzeciwko mnie, tyłem do sali.
B. jest moim świadkiem. Spotykamy się rzadko, ale regularnie i zawsze z niewzruszonym zrozumieniem przyjmuje kolejne rewelacje, opowieści i zmiany w moim życiu.
– Śniło mi się, że chodziłam po Neue Nationalgalerie. Początkowo nie do końca rozpoznałam to miejsce, było mgliste i zamazane, ale po chwili się zorientowałam. "O nie, to Berlin" pomyślałam.
– Nie znoszę Niemców! – wtrąciłam. – Teraz nawet jeszcze bardziej, odkąd mnie wyrzucili z pracy.
– Ja też nie lubię. Berlin jest niedomyty. Stara, i ten język niemiecki, na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. I ten typ urody! Stwierdziłam, że skoro już tam jestem, pójdę obejrzeć obrazy Barnetta Newmana. Szłam w ich stronę, zamyśliłam się i nagle wpadłam na Davida Bowiego otoczonego tłumem ludzi. Każdy chciał sobie zrobić z nim zdjęcie. Pomyślałam, że to jest potwornie przykre i upierdliwe. Zero prywatności. I że dobrze się trzyma.
– Tak, też mi zawsze szkoda tych celebrytów, którzy nie mogą anonimowo przejść ulicą. Wszyscy się na nich gapią... – zawiesiłam głos i zapatrzyłam się w głąb sali na dziewczynę z wielkim ptasim piórem wytatuowanym na przedramieniu.
– Kto ci się tam podoba? – zapytała B.
– Jak to?! Skąd wiesz? – roześmiałam się nerwowo.
– Poczekaj – odwróciła się dyskretnie. – A, już wiem. No więc David Bowie podszedł do mnie i zapytał, czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie.

piątek, 15 marca 2013

poezja z wyszukiwarki*

helotki
od niechcenia niby przypadkiem
pan tu wysiada?
Podwieźć panią?
młode wilki z prądem
sok pomidorowy na podkrążone oczy
wiersz ryba piła wysłała kiedyś list
wysiadasz tutaj? po angielsku
fisting pedałów
transgender
dresy i karesy
różnice charakterów


* Śladem Jesieni i mrówkodzika. Najfajniejsze frazy, po których ktoś kiedyś trafił na pana.

czwartek, 7 marca 2013

czwarta babcia

Jak zwykle po świętach, po imieninach, po urodzinach lub po innej rocznicy, o której nie pamiętałam, M. zapytała: – Dzwoniłaś do babci?

Mam jedną babcię. Kiedyś miałam cztery, co było powodem do dumy na podwórku  i przyczyną udręczenia w domu. Bo jak cztery babcie, to cztery laurki na Dzień Babci, cztery razy więcej dat do zapomnienia, cztery razy więcej nachalnej troski i wcale nie cztery razy więcej prezentów na urodziny, bo jedna z babć była schizofreniczką, druga, ta ulubiona, wychodziła na brydża akurat tego dnia, kiedy postanowiliśmy ją odwiedzić lub po prostu zapominała o moim istnieniu. Lubiłam ją, bo nie kazała mi jeść, nie interesowała się moją czapką i pozwalała do późna oglądać filmy. Szybko umarła, więc nie zdążyłam jej bliżej poznać. Trzecia babcia nigdy się nie liczyła. Była mamą mojego ojczyma i nazywałam ją babcią tylko przez krótki czas, żeby zadowolić M. Czwarta bardzo mnie kochała. Miłość okazywała chlebem z szynką. Kiedy byłam mała i ciągle chorowałam, a moi rodzice byli zajęci najpierw doktoratami, potem rozwodem, brała bezpłatny urlop, żeby ze mną siedzieć. Codziennie gotowała dwa obiady, jeden z nich specjalnie dla mnie, obrzydliwy i bez smaku, z porządną porcją mięsa. Pilnowała, żeby się nie spociła, nie chodziła boso, myła ręce przed każdym posiłkiem i nie biegała. Często się upewniała, czy wiem, że bardziej powinnam kochać mamę i czy pamiętam "dziecko, jaki ten twój ojciec jest". A przede wszystkim dbała, żebym nie dostała anemii. Bo anemia to najgorsze, co się może przydarzyć dziecku. Im byłam starsza, tym bardziej jej nie lubiłam. Początkowo skrycie, potem coraz bardziej otwarcie robiłam jej na przekór - kiedy odwróciła wzrok, zdejmowałam buty i wbiegałam boso do największej kałuży albo wrzucałam kotlet za szafkę w kuchni. Miałam sześć lat kiedy nie wytrzymałam i ją pobiłam.

– Dzwoniłaś do babci?
– Nie dzwoniłam. Wiesz, że nigdy nie dzwonię. Nie lubię z nią rozmawiać. Zawsze mnie pyta, dlaczego nie dzwonię. Poza tym za każdym razem płacze, a ja mam poczucie winy z tego powodu.
– Ona cię tak bardzo kocha...
– Wolałabym, żeby mnie mniej kochała, a bardziej szanowała.
M. jak zwykle się obraziła. 

Po kilku dniach się złamałam i zadzwoniłam. 
– Cześć babciu – po drugiej stronie słuchawki odpowiedziało mi pochlipywanie i pociąganie nosem. – Dlaczego płaczesz?
– Dlaczego do mnie nie dzwonisz, dziecko? Ja cię tak bardzo kocham!
– Teraz dzwonię...
– Codziennie się za ciebie modlę, żebyś była szczęśliwa.
– Jestem szczęśliwa, babciu.
– Oj co ty wygadujesz, dziecko! Nie musisz nikogo oszukiwać. Modlę się, żebyś była naprawdę szczęśliwa.
– Jestem naprawdę... – powiedziałam cicho chwilę po tym, jak nacisnęłam czerwony przycisk.

nuda



Otwieram ciężkie drzwi. Fala świeżego powietrza chwilowo nas otrzeźwia. Wewnątrz zostaje gwar, ścisk, upojenie. Dłoń, którą trzymam w swojej dłoni, nagle staje się niewygodna, ale brnę dalej, no bo jak to tak? Wycofać się? Stwierdzić, że jednak nie, sorry, pomyliłam się? Że w świetle latarni jej twarz wcale nie jest taka ładna, trochę za młoda i za bardzo roześmiana? Więc ciągnę ją za tę rękę szybko w stronę taksówki, przytulam się raczej do jej miękkiego swetra niż do niej, chowam twarz w zapachu szalika, żeby nie zobaczyła mojego znudzenia, żeby się nie zorientowała, że nie jest nikim wyjątkowym, nie jest wybrana. Pozwalam szumowi miasta zagłuszyć jej szczebiotliwą opowieść. Brzęk kluczy, chrzęst zamka. Stuk szklanek i piekący smak w gardle. Nie pozwalam jej się rozejrzeć. Nie chcę, żeby zapytała o zdjęcie na komodzie, ani tym bardziej, żeby przyjrzała się grzbietom książek. Nie zapalam ulubionej lampy, nie proponuję kawy. Udaję, że nie usłyszałam prośby o zamknięcie okna ani pytania o to, czy sama tu mieszkam. 

Zapalam papierosa, zamawiam jej taksówkę, patrzę, jak mozolnie się ubiera i czeka, aż poproszę ją o numer telefonu.