– Opowiem Ci mój sen – powiedziała B. w kawiarni. Siedziała naprzeciwko mnie, tyłem do sali.
B.
jest moim świadkiem. Spotykamy się rzadko, ale regularnie i zawsze z
niewzruszonym zrozumieniem przyjmuje kolejne rewelacje, opowieści i
zmiany w moim życiu.
– Śniło mi się, że chodziłam po Neue
Nationalgalerie. Początkowo nie do końca rozpoznałam to miejsce, było
mgliste i zamazane, ale po chwili się zorientowałam. "O nie, to Berlin"
pomyślałam.
– Nie znoszę Niemców! – wtrąciłam. – Teraz nawet jeszcze bardziej, odkąd mnie wyrzucili z pracy.
– Ja też nie lubię. Berlin jest niedomyty. Stara, i ten język niemiecki, na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. I ten typ urody! Stwierdziłam, że skoro już tam jestem, pójdę obejrzeć obrazy Barnetta
Newmana. Szłam w ich stronę, zamyśliłam się i nagle wpadłam na Davida Bowiego otoczonego
tłumem ludzi. Każdy chciał sobie zrobić z nim zdjęcie. Pomyślałam, że to jest
potwornie przykre i upierdliwe. Zero prywatności. I że dobrze się
trzyma.
– Tak, też mi zawsze szkoda tych celebrytów, którzy nie mogą
anonimowo przejść ulicą. Wszyscy się na nich gapią... – zawiesiłam głos i zapatrzyłam się w głąb
sali na dziewczynę z wielkim ptasim piórem wytatuowanym na przedramieniu.
– Kto ci się tam podoba? – zapytała B.
– Jak to?! Skąd wiesz? – roześmiałam się nerwowo.
– Poczekaj – odwróciła się dyskretnie. – A, już wiem. No więc David Bowie
podszedł do mnie i zapytał, czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz