czwartek, 7 marca 2013

nuda



Otwieram ciężkie drzwi. Fala świeżego powietrza chwilowo nas otrzeźwia. Wewnątrz zostaje gwar, ścisk, upojenie. Dłoń, którą trzymam w swojej dłoni, nagle staje się niewygodna, ale brnę dalej, no bo jak to tak? Wycofać się? Stwierdzić, że jednak nie, sorry, pomyliłam się? Że w świetle latarni jej twarz wcale nie jest taka ładna, trochę za młoda i za bardzo roześmiana? Więc ciągnę ją za tę rękę szybko w stronę taksówki, przytulam się raczej do jej miękkiego swetra niż do niej, chowam twarz w zapachu szalika, żeby nie zobaczyła mojego znudzenia, żeby się nie zorientowała, że nie jest nikim wyjątkowym, nie jest wybrana. Pozwalam szumowi miasta zagłuszyć jej szczebiotliwą opowieść. Brzęk kluczy, chrzęst zamka. Stuk szklanek i piekący smak w gardle. Nie pozwalam jej się rozejrzeć. Nie chcę, żeby zapytała o zdjęcie na komodzie, ani tym bardziej, żeby przyjrzała się grzbietom książek. Nie zapalam ulubionej lampy, nie proponuję kawy. Udaję, że nie usłyszałam prośby o zamknięcie okna ani pytania o to, czy sama tu mieszkam. 

Zapalam papierosa, zamawiam jej taksówkę, patrzę, jak mozolnie się ubiera i czeka, aż poproszę ją o numer telefonu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz