Silva ma złamane serce. Próbuję ją
wspierać, ale kiepsko mi to wychodzi. Od bardzo dawna nie dałam
nikomu możliwości złamania sobie serca i już trochę zapomniałam,
jak to jest. Przy S. czuję się zimna i kamienna.
Opowiadała mi o różnych
romantycznych sytuacjach, które były i minęły.
– Któregoś dnia czekałam na niego
przez cały dzień ubrana tylko w zwiewną, czarną sukienkę.
Myślałam, że spłonę, a on to podsycał esemesami...
– Tak, znam to. Potem, jak już
przychodzi co do czego, okazuje się, że właściwie wszystko się
wydarzyło w tych esemesach, że już się nie chce, że chodziło
tylko o czekanie i można pójść spać. Albo osoba, na którą się
czekało, spóźnia się nieznośnie, robi ci się zimno, zakładasz
dres, chowasz się pod kocem i czytasz książkę do rana.
– Nieprawda! – oburzyła się z lekkim
uśmiechem.
– Prawda, prawda. To tak, jak z seksem
na plaży. W filmie wygląda romantycznie, a w rzeczywistości?
Piasek w ustach, we włosach i w cipce. Otarcia. Albo śniadanie do
łóżka. Okruchy pod tyłkiem, rozlana kawa, filiżanka, której nie
ma gdzie odstawić. Przed śniadaniem trzeba zrobić siku, umyć
zęby. Po co potem wracać do łóżka? Na seks to rozumiem, ale żeby
jeść? Bez sensu. A seks w kuchni? Kiedy boli kark, bo trudno się
zmieścić pod wiszącymi szafkami, trzeba uważać, żeby nie rozlał
się olej albo mleko, żeby nie zrzucić solniczki, nie nadziać się
na nóż. Zrywanie naręczy polnych kwiatów i razem z nimi
przynoszenie sobie do domu mszyc. Szczękanie zębami z zimna nocą
na moście i potem leczenie spierzchniętych ust. Dostawanie ciętych
kwiatów i obserwowanie, jak gniją, umierają, zaczynają
śmierdzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz