W tym roku
skończę trzydzieści trzy lata, niepodległość sto, a nasz związek pięć. Ta gra
nigdy mi się nie znudzi.
Wracam do domu. Niesie mnie wino, dochodzi
północ. Chciałam jeszcze pójść w noc, w miasto, ale ona mówi, że sen, zmęczenie,
trochę jej się nie chce. Dochodzę do bramy, już mam wpisywać kod, prawie czuję
zapach pościeli rozgrzanej jej ciałem. Dzwoni.
– Gdzie
jesteś?
– Na
imprezie.
– A, to
spoko. Myślałam, że się poślizgnęłaś.
– Na
parkiecie?
– Na
chodniku!
– Chyba na
czerwonym dywanie.
Rozłączam się. Jeszcze trzy piętra,
szczęk klucza, miauk kota. Zdejmuję ubranie w przedpokoju. Jej sen pachnie
biszkoptami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz