piątek, 24 sierpnia 2012

młode wilki


– Zostań jeszcze chwilę – powiedziałam, kiedy ognisko zaczęło dogasać, a wszyscy zbierali się do snu. Próbowała się wykręcić, bo zimno, rosa i trochę strasznie tak same w sercu Beskidów.
– Zostań. Tylko niech pójdą spać, pogaszą światła.

Usiadła trochę niepewna. W chwili, w której ją zobaczyłam parę dni wcześniej, wiedziałam, że to jej pierwszy pobyt w Polanach, w chacie bez prądu, bez bieżącej wody. Drobna i zagubiona w plątaninie pasków od plecaka, w za dużym polarze nieporadnie próbowała dołożyć drwa do pieca. Wyhaczyłam jej spojrzenie jeszcze w ciągu dnia, kiedy usiłowała wypić herbatę z metalowego kubka; grzała sobie o niego dłonie skulona na drewnianej ławce i patrzyła w dal.

– Tu była kiedyś Łemkowska wieś. Ponad sto domów, sześciuset mieszkańców. Duża Cerkiew. Ruinę dzwonnicy widać z kuchennego okna. Nic poza tym nie zostało. A, jeszcze drzewa owocowe. Smutne osierocone grusze i jabłonie – powiedziałam, gasząc papierosa. Nie podniosła wzroku, ale jej spojrzenie odrobinę posmutniało.

Usiadła obok mnie tak, że stykałyśmy się ramionami. Patrzyłyśmy na wygasający żar, chłód atakował nas od tyłu. Było w niej jakieś zniecierpliwienie, ciekawość i obawa. Dłubała czubkiem buta w popiele, naciągała rękawy na dłonie, delikatnie się kołysała. Robiło się coraz ciszej i coraz zimniej.

Najpierw odezwał się pojedynczy głos. Mocne, krótkie wycie w lesie za strumieniem. Odpowiedziały mu kolejne, dobiegające ze wszystkich stron, dłuższe i wyższe dźwięki. Odbijały się echem i powoli cichły, żeby po chwili rozpocząć koncert od nowa.

Spojrzała na mnie przerażona. 
– Myślałam, że chcesz mi pokazać gwiazdy – rzuciła i uciekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz