czwartek, 5 czerwca 2014

żmija



Czytam w gazecie, że żmija zjadła wija, a potem wij postanowił ją zjeść od środka, i marzę.

Znam jedną żmiję. Żmija pełza zygzakiem, syczy i knuje. Pożąda złota i blasku sławy, w którym mogłaby się wygrzewać na fotelu w za drogiej kawiarni. Jest pyszna i próżna, ceni kiepską literaturę, ludzi z pomalowanymi paznokciami i nie lubi się ruszać. Hoduje kury, które są jej wdzięczne za to, że pomogła im wyjść z kurnika na podwórko. Dotąd oglądały je przez brudne, małe okienko. Wydawało im się, że w trawie kryją się niezliczone ziarna i dżdżownice, w których można z radością przebierać; że będą mogły spacerować, podfruwać na płotek i patrzeć na słońce. Podwórko okazało się jałowym klepiskiem zarządzanym przesz kłębowisko węży. Raz na miesiąc któryś z nich rzuca kurom garść ziaren niewystarczającą, żeby wszystkie mogły się najeść do syta, ale odrobinę większą niż ta, którą dostawały w kurniku. Gdaczą i dziobią wokół żmii z nadzieją na przyjaźń lub chociaż odrobinę życzliwości. Żmija czasem nawet rzuci im parę dodatkowych ziaren. Czują się wtedy bezpieczne i docenione. Wszystko po to, żeby wzbudzić ich wdzięczność. Wdzięczna kura jest posłuszna, przymyka oko na niemoralne zachowania żmii i innych węży. Udaje, że nie rozumie przeciwko czemu i po co należy się buntować. Kury nie wiedzą, że żmija co wieczór wkłada do plastikowego pojemnika panierowane i smażone w głębokim tłuszczu kawałki drobiu i posila się nimi bez wyrzutów sumienia. Kury do tego stopnia nie wiedzą, że mówią jej „smacznego” podczas przerwy obiadowej, czasem nawet zagadują o przepis, komplementują zapach. 

Marzę o tym, żeby kiedyś kura zjadła żmiję od środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz