– Opowiem Ci mój sen – powiedziała B. w kawiarni. Siedziała naprzeciwko mnie, tyłem do sali.
B.
jest moim świadkiem. Spotykamy się rzadko, ale regularnie i zawsze z
niewzruszonym zrozumieniem przyjmuje kolejne rewelacje, opowieści i
zmiany w moim życiu.
– Śniło mi się, że chodziłam po Neue
Nationalgalerie. Początkowo nie do końca rozpoznałam to miejsce, było
mgliste i zamazane, ale po chwili się zorientowałam. "O nie, to Berlin"
pomyślałam.
– Nie znoszę Niemców! – wtrąciłam. – Teraz nawet jeszcze bardziej, odkąd mnie wyrzucili z pracy.
– Ja też nie lubię. Berlin jest niedomyty. Stara, i ten język niemiecki, na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. I ten typ urody! Stwierdziłam, że skoro już tam jestem, pójdę obejrzeć obrazy Barnetta
Newmana. Szłam w ich stronę, zamyśliłam się i nagle wpadłam na Davida Bowiego otoczonego
tłumem ludzi. Każdy chciał sobie zrobić z nim zdjęcie. Pomyślałam, że to jest
potwornie przykre i upierdliwe. Zero prywatności. I że dobrze się
trzyma.
– Tak, też mi zawsze szkoda tych celebrytów, którzy nie mogą
anonimowo przejść ulicą. Wszyscy się na nich gapią... – zawiesiłam głos i zapatrzyłam się w głąb
sali na dziewczynę z wielkim ptasim piórem wytatuowanym na przedramieniu.
– Kto ci się tam podoba? – zapytała B.
– Jak to?! Skąd wiesz? – roześmiałam się nerwowo.
– Poczekaj – odwróciła się dyskretnie. – A, już wiem. No więc David Bowie
podszedł do mnie i zapytał, czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie.
środa, 27 marca 2013
piątek, 15 marca 2013
poezja z wyszukiwarki*
helotki
od niechcenia niby przypadkiem
pan tu wysiada?
Podwieźć panią?
młode wilki z prądem
sok pomidorowy na podkrążone oczy
wiersz ryba piła wysłała kiedyś
list
wysiadasz tutaj? po angielsku
fisting pedałów
transgender
dresy i karesy
różnice charakterów
* Śladem Jesieni i mrówkodzika. Najfajniejsze frazy, po których ktoś kiedyś trafił na pana.
czwartek, 7 marca 2013
czwarta babcia
Jak zwykle po świętach, po imieninach, po urodzinach lub po
innej rocznicy, o której nie pamiętałam, M. zapytała: – Dzwoniłaś do babci?
Mam jedną babcię. Kiedyś miałam cztery, co było powodem do
dumy na podwórku i przyczyną udręczenia
w domu. Bo jak cztery babcie, to cztery laurki na Dzień Babci, cztery razy
więcej dat do zapomnienia, cztery razy więcej nachalnej troski i wcale nie
cztery razy więcej prezentów na urodziny, bo jedna z babć była schizofreniczką,
druga, ta ulubiona, wychodziła na brydża akurat tego dnia, kiedy
postanowiliśmy ją odwiedzić lub po prostu zapominała o moim istnieniu. Lubiłam ją, bo nie kazała
mi jeść, nie interesowała się moją czapką i pozwalała do późna oglądać filmy.
Szybko umarła, więc nie zdążyłam jej bliżej poznać. Trzecia babcia nigdy się nie
liczyła. Była mamą mojego ojczyma i nazywałam ją babcią tylko przez krótki czas, żeby zadowolić M. Czwarta bardzo mnie kochała. Miłość okazywała chlebem z szynką.
Kiedy byłam mała i ciągle chorowałam, a moi rodzice byli zajęci
najpierw doktoratami, potem rozwodem, brała bezpłatny urlop, żeby ze mną
siedzieć. Codziennie gotowała dwa obiady, jeden z nich specjalnie dla
mnie, obrzydliwy i bez smaku, z porządną
porcją mięsa. Pilnowała, żeby się nie spociła, nie chodziła boso, myła ręce
przed każdym posiłkiem i nie biegała. Często się upewniała, czy wiem, że bardziej
powinnam kochać mamę i czy pamiętam "dziecko, jaki ten twój ojciec jest". A
przede wszystkim dbała, żebym nie dostała anemii. Bo anemia to najgorsze, co
się może przydarzyć dziecku. Im byłam starsza, tym bardziej jej nie lubiłam.
Początkowo skrycie, potem coraz bardziej otwarcie robiłam jej na przekór - kiedy
odwróciła wzrok, zdejmowałam buty i wbiegałam boso do największej kałuży
albo wrzucałam kotlet za szafkę w kuchni. Miałam sześć lat kiedy nie
wytrzymałam i ją pobiłam.
– Dzwoniłaś do babci?
– Nie dzwoniłam. Wiesz, że nigdy nie dzwonię. Nie lubię z nią rozmawiać.
Zawsze mnie pyta, dlaczego nie dzwonię. Poza tym za każdym razem płacze,
a ja mam poczucie winy z tego powodu.
– Ona cię tak bardzo kocha...
– Wolałabym, żeby mnie mniej kochała, a bardziej szanowała.
M. jak zwykle się obraziła.
Po kilku dniach się złamałam i zadzwoniłam.
– Cześć babciu – po drugiej stronie słuchawki odpowiedziało mi pochlipywanie i pociąganie nosem. – Dlaczego płaczesz?
– Dlaczego do mnie nie dzwonisz, dziecko? Ja cię tak bardzo kocham!
– Teraz dzwonię...
– Codziennie się za ciebie modlę, żebyś była szczęśliwa.
– Jestem szczęśliwa, babciu.
– Oj co ty wygadujesz, dziecko! Nie musisz nikogo oszukiwać. Modlę się, żebyś była naprawdę szczęśliwa.
– Jestem naprawdę... – powiedziałam cicho chwilę po tym, jak nacisnęłam czerwony przycisk.
nuda
Otwieram ciężkie drzwi. Fala świeżego powietrza
chwilowo nas otrzeźwia. Wewnątrz zostaje gwar, ścisk, upojenie. Dłoń, którą trzymam
w swojej dłoni, nagle staje się niewygodna, ale brnę dalej, no bo jak to tak?
Wycofać się? Stwierdzić, że jednak nie, sorry, pomyliłam się? Że w świetle latarni
jej twarz wcale nie jest taka ładna, trochę za młoda i za bardzo roześmiana? Więc
ciągnę ją za tę rękę szybko w stronę taksówki, przytulam się raczej do jej
miękkiego swetra niż do niej, chowam twarz w zapachu szalika, żeby nie
zobaczyła mojego znudzenia, żeby się nie zorientowała, że nie jest nikim
wyjątkowym, nie jest wybrana. Pozwalam szumowi miasta zagłuszyć jej
szczebiotliwą opowieść. Brzęk kluczy, chrzęst zamka. Stuk szklanek i piekący
smak w gardle. Nie pozwalam jej się rozejrzeć. Nie chcę, żeby zapytała o zdjęcie
na komodzie, ani tym bardziej, żeby przyjrzała się grzbietom książek. Nie zapalam
ulubionej lampy, nie proponuję kawy. Udaję, że nie usłyszałam prośby o
zamknięcie okna ani pytania o to, czy sama tu mieszkam.
Zapalam papierosa, zamawiam jej taksówkę, patrzę, jak
mozolnie się ubiera i czeka, aż poproszę ją o numer telefonu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)